Road Trip – kierunek Kreta

Jeśli kiedyś w jakiejkolwiek loterii wygram pieniądze, to gwarantuję, że prawie wszystko przepuszczę na podróże. To one są największą kopalnią wspomnień. Nie znam też lepszej inwestycji, która umożliwiłaby nam rozwinięcie się w tylu sferach życia. Jestem zdania, że warto przeznaczyć na ten cel każdą posiadaną złotówkę.

Z wakacji przywozimy wiele rzeczy – najczęściej są to pocztówki, czy magnesy. My z Olą zbieramy nawet piasek z każdego miejsca, które udało nam się odwiedzić. Wsypujemy go do małego słoiczka i podpisujemy miejscem, z którego pochodzi. Lubię takie drobne pamiątki, ale najcenniejsze dla mnie zawsze były, są i będą, wspomnienia.

Za nami już Nowy Rok i chyba ostatni moment żeby rozliczyć się z zaległymi wpisami i wrócić wspomnieniami do wakacji. Będzie to również idealna okazja, by choć na chwilę, pomimo minusowych temperatur, rozgrzać serce.

W Grecji pierwszy raz byłem chyba 10 lat temu. Miejsce, które niewątpliwie było kolebką kultury europejskiej i miało ogromny wpływ na całą cywilizację. Jednak większe wrażenie od cudownych zabytków zrobiło na mnie podejście ludzi do życia. Wieczny optymizm i pogoda ducha, to coś co zawsze sobie bardzo ceniłem i co przyciągało mnie do pewnych miejsc jak magnes.

Wybór rejonu nie był najłatwiejszy. Po licznych konsultacjach i opowieściach znajomych zostaliśmy przekonani do wybrania południowo-wschodniej części Krety. Zależało nam na tym, żeby mieć teren zbliżony do tego, na który trafiliśmy rok temu w Bułgarii. Tam wtedy po jednej stronie mieliśmy cudowny widok na morze, a po odwróceniu się o 180 stopni – góry. <3 Rok wcześniej jeszcze nie walczyłem z kontuzją i większość czasu mogłem spędzić z założonymi butami do biegania. Niestety tym razem głód endorfin musiałem zaspokoić czymś innym. Pomogła tutaj dużo większa ilość wycieczek niż zazwyczaj. 🙂

Udało nam się znaleźć idealny hotel – Arion Palace, który leżał w miejscowości Ierapetra. Miasteczka, które jest najbardziej wysuniętym na południe miejscem Krety i w linii prostej leży najbliżej Afryki. Jest to również najgorętsze miejsce na Krecie i w Europie. W okolicy hotelu było oczywiście ukochane morze i liczne tereny górzyste – dla mnie raj, nie potrzebowałem niczego więcej. <3 Sami sprawdźcie, jakie mieliśmy szczęście z widokami. 😀

Panorama nieziemska, od razu wiedzieliśmy, że każda minuta spędzona w tym miejscu doładuje nam baterie na długi czas.

Do Morza Bałtyckiego nigdy mnie nie ciągnęło. Zimno, brudno, po wejściu do wody nie widać dna, mógłbym tak jeszcze trochę powymieniać. 😀 Morze Libijskie jest jego kompletnym przeciwieństwem i jedyny minus jaki udało mi się znaleźć to fakt, że w wodzie chce się spędzić cały dzień. 😀

Zanim w mojej lewej nodze pojawił się wysięk zdążyłem zrobić na szczęście chociaż jeden trening. Warto było się pomęczyć. <3 W takim miejscu szum morza jest najlepszą muzyką. Słuchawki można zostawić w pokoju na cały wyjazd i sięgnąć po nie dopiero na czas lotu powrotnego do domu. Wybrałem trasę wzdłuż morza – lepszej decyzji nie mogłem podjąć. Brak innych osób i znikoma ilość aut sprawiła, że czułem się jakbym był sam na tym świecie.

Przejazd stopem w tym kraju jest możliwy, natomiast jeśli podejmiesz decyzję o poruszania się komunikacją miejską, koniecznie musisz uzbroić się w cierpliwość, i to do jej maksymalnych granic. 😀 Każdy kto choć raz był w Łodzi, wie, że MPK rządzi się swoimi prawami i przyjazd tramwaju, czy autobusu nijak się ma do rozkładu jazdy. Tutaj jeszcze śmiało można dodać to do potęgi „n”-tej. Autobus, który miał przyjechać o 7 rano, potrafi przyjechać nawet o 13 lub wcale. To był też jeden z wielu powodów, przez który zdecydowaliśmy się wynająć na kilka dni auto i pojeździć po Krecie całkowicie na własnych warunkach. Okazało się, że tutaj i z tym nie do końca jest idealnie i wypożyczalnia samochodów przespała kilka godzin docierając do nas z jednodniowym opóźnieniem. 😀

Trip po wschodniej Krecie był świetną opcja na kolejną przygodę. Cooking Monster odpowiednio wcześniej wszystko zaplanowała i wiedzieliśmy, co jest tam takim „must have” i co trzeba zobaczyć. Białą strzałą, którą nam dostarczyli przejechaliśmy kilkaset kilometrów i pokonaliśmy sporo tzw. urwisk śmierci. 😀 Droga, po której się poruszaliśmy pomimo tego, że dwukierunkowa była tak wąska, że nic poza samochodem i skuterem jadącym z naprzeciwka się nie zmieści.  Podróż pełna emocji i spełnionych marzeń. <3

Kilkanaście godzin dziennie w podróży pozwoliło nam odwiedzić m.in. Knossos, Heraklion, Agios Nikolaos, czy Spinalongę. Ta ostatnia zrobiła na mnie największe wrażenie. Nazywana jest ona wyspą trędowatych i wiem, że nie chciałbym tam spędzić nocy. 😀

Na naszej mapie pojawiło się też wiele miejsc wcześniej nieplanowanych. Zobaczyliśmy jak żyje się w tradycyjnych wioskach kreteńskich, a także poznaliśmy historię tej części Krety.

Ogromnym zaskoczeniem była dla nas plaża nudystów. Trafiliśmy na nią, gdy byliśmy w największym w Europie gaju palmowym znajdującym się na plaży Vai. Jest to idealny przykład, że jeśli chce się odkryć cudowne miejsca, trzeba czasem zboczyć ze szlaku. Nigdy nie byłem na plaży nudystów, ale wybrali sobie piękny kawałek ziemi.

Zwiedziliśmy również urokliwe miasteczko – Sitia. Jedno ze spokojniejszych na tym wybrzeżu. Jest to jednocześnie największe królestwo oliwy, więc nie mogliśmy powstrzymać się od zakupienia jej w większej ilości. Na miejscu obowiązkowym punktem do zwiedzenia był fort, usytuowany na tyle wysoko, że mieliśmy cudowną panoramę na całe wspomniane miasto.

W okolicy miasteczka, w którym znajdował się nasz hotel leżało sporo wysp, na które codziennie płynęły łodzie. Jedną z nich jest Chrissy Island, niezamieszkana przez nikogo wyspa z drzewami cedrowymi, białym piaskiem i krystalicznie czystą wodą. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem zrobić plank – w takim miejscu mógłby trwać wiecznie. 😀

Od tej pory nie wyobrażam sobie każdego kolejnego urlopu bez wynajęcia auta i zwiedzania na własną rękę. Najlepsze, co Cię może spotkać podczas podróży, to niespodziewana przygoda. <3 Nie tylko zobaczyliśmy wiele niezwykłych miejsc, ale i poznaliśmy niesamowitych ludzi, którzy wręcz zarażali pozytywną energią powodując zaciesz 24/7. <3

Stephen King napisał kiedyś „[…] cuda nie zdarzają się nikomu z wyjątkiem tych szczęśliwych czubków, którzy widzą je wszędzie.” Wracam z porządną dawką motywacji i inspiracji. Będę tęsknić za tym miejscem.