Mięsna piramida w Bobby! <3

Moja miłość do biegania jest tak samo mocno zakorzeniona w sercu, jak ta do jedzenia. Jest to związek, w którym jedno bez drugiego nie może funkcjonować. Mam wiele zasad, których mocno się trzymam. Jedną z nich jest przyzwolenie na opychanie się bez limitu. Po wszystkim dobry duszek siada na moim ramieniu i mówi „okej, nażarłeś się, teraz idź pobiegać i spal to wszystko”. Skoro mam czas żeby napchać się jak Smok Wawelski, to muszę znaleźć też czas na kilometry. Biegam żeby jeść, jem żeby biegać – brzmi prosto i tak właśnie też to wygląda w rzeczywistości.

Życie jest jedno. Nie wyobrażam sobie rezygnacji z czegokolwiek, bo nie wypada, bo przytyję, bo po co? Z ręką na sercu, daję słowo – oddam to w pocie.

Istnieje wiele wyzwań, których może podjąć się każdy śmiertelnik. Często jest to pochłonięcie odpowiedniej ilości jedzenia (napoje też wchodzą w grę), a jeszcze częściej zrobienie tego w wyznaczonym limicie czasu. Na tak szalony pomysł mogli wpaść chyba tylko w Stanach. Wszystko najprawdopodobniej miało tam swój początek, a jest to niewątpliwie zasługa różnorodnej kuchni i dużego apetytu u części mieszkańców tego kraju. 😀 I to właśnie ich programy telewizyjne zainspirowały mnie żeby robić coś podobnego w Polsce.

Jeśli oglądaliście kiedyś Man V. Food to na pewno zauważyliście, że w temacie wyzwań królują burgery, pizze, zupy, steki, skrzydełka kurczaka, hot dogi, a niekiedy też tak zwane piekielne wyzwanie i część potraw zostaje wzmocniona ostrymi sosami i przyprawami. Tak mocno, że niekiedy bez pomocy Straży Pożarnej może się nie obejść. <3

Źródło:  FoodChallenges.com /  Big Mama’s & Papa’s Pizzeria / CollegeTimes.com / www.wow247.co.uk

Właśnie takie wpisy jak ten, powstają u mnie z miłości do jedzenia. Mam nadzieję, że czyta je się Wam równie dobrze, co te o bieganiu, bo wkładam w nie tyle samo serca. W Polsce niewiele osób ‚walczy z jedzeniem’. Nie skłamię chyba również jeśli napiszę, że jestem jedynym blogerem w naszym kraju, który zaczął o tym pisać. <3

Pomysł na piramidę z wołowiny narodził się spontanicznie. Zawsze jestem głodny burgerów i w 30 urodziny chciałem zrobić coś, co kocham. Taką okrągłą liczbę można świętować na wiele sposobów. Ale czy znacie wariata co decyduje się zjeść mięsny tort z burgera? 😀

Jednym z  większych burgerów w ofercie Bobby Burger jest Double Trouble With Bacon. Nazwa nieprzypadkowa, jego zjedzenie, zwłaszcza dla płci pięknej, może być nie lada wyzwaniem.

Ale co gdyby dołożyć do tego giganta kilka kawałków 100% wołowiny i rozdzielić je sosami? Decyzja o takim szybkim wyzwaniu zapadła spontanicznie, w chwili, w której przeglądałem kartę. To był chyba tzw. instynkt mięsożercy, ale kto nie byłby ciekaw efektu końcowego tego burgerowego potwora i nie chciał pobawić się w Frankensteina? 😀 Widzieliście kiedyś burgera z 7 kawałkami wołowiny, dodatkami i sosami? Szczerze, trochę żyję już na tym świecie i nie miałem nigdy wcześniej takiej okazji. Poświęcam się i serwuję Wam 8 cud świata. Nieczęsto nasze oczy mają okazję zobaczyć takie piękne rzeczy, ba, słowo raj będzie tutaj idealne. <3

Ponad kilogram mięsa w pełnoziarnistej bułce. ^^ Całość wzięta w zestawie z krążkami cebulowymi i najlepszą lemoniadą jaką miałem okazję w życiu pić. <3 Wiedziałem, że ta ostatnia pomoże, gdy w gardle będzie już zbyt sucho i pojawi się blokada przy każdym kolejnym gryzie.

Jedną z rad jaką mogę się z Wami podzielić i która sprawdzi się w przetrwaniu z tym monstrum jest mieszanie smaków. Stąd decyzja o wyborze różnych sosów oddzielających wołowinę. (podanie sosów)

Uwierzcie, że motywacji nie zwiększył wcale moment, gdy podano w tym samym czasie oba burgery. Jeden dla mnie z dodatkowymi składnikami, jeden dla Cooking Monster. Nasze tacki wyglądały jak spotkanie ojca z synem, tak więc określenie na klasycznego Double Trouble With Bacon z podwójną wołowiną ‚junior’ będzie jak najbardziej trafione.

Choćbym nie wiem jak przekręcał tego burgera, nie istnieje chyba rozwiązanie na zjedzenie go bez rozkładania na części pierwsze. Nie pomagało nawet dociśnięcie bułek do siebie. Skoro załoga Bobby Burger mogła pobawić się w architekta, to teraz moja kolej żeby zostać chirurgiem. 😀

Burger został rozdzielony przeze mnie na 3 części, oczywiście jak przystało na prawdziwego mięsożercę, w każdym musiał znaleźć się kawał wołowiny! 😀

  • 3 kawałki wołowiny z połową bułki,
  • 2 kawałki mięsa,
  • 2 kawałki mięsa, dodatkami i drugą połową bułki.

Dwie pierwsze poszły dość sprawnie i szybko. Kryzys mam już chyba zapisany na stałe przy każdym wyzwaniu. Ostatnia wydzielona część (i nie chodzi mi tutaj tylko o wagę) była cięższa niż sobie wyobrażałem. Tutaj właśnie sytuację uratowała lemoniada. Idealnie zmieniła smak mięsa i dodała kwaskowatości. Musiałem również lekko się rozruszać i zrobić na niego miejsce. Kilka rundek w środku po lokalu i po powrocie do stołu udało się finiszować. <3 Radość, emocje, łzy – zostając przy świątecznym klimacie, cieszyłem się jak dziecko, które pod choinką znalazło swój wymarzony prezent.

Miny ludzi wchodzących do lokalu, jasno sugerujące przelot ich myśli w stylu „wtf, pouebany, nie jadł rok” – mógłbym tak wymieniać bez końca. Wariata można zrozumieć tylko wtedy, kiedy się do niego dołączy. W sumie będzie to idealne zdanie na podsumowanie. Spróbujcie, wejdźcie do lokalu, wybierzcie zestaw i zmodyfikujcie go w coś dużego i pięknego, tak by już od samego patrzenia do mózgu doszła informacja, że za chwilę będzie piekło. Koniecznie weźcie bliską osobę, niech Wam kibicuje – obiecuję, że emocje będą większe, niż przy finałach hiszpańskiej ekstraklasy – La Liga Santander. <3

 

W styczniu szykuję coś ekstra. Jak myślicie z jaką kuchnią stoczę walkę? 😀