Mają rozmach w tej Stekówce! <3

Kocham jeść i to właśnie ta miłość jest jedną z moich motywacji, by stale trenować i nie odmawiać sobie niczego co powoduje u mnie banana na twarzy!
Superman miał swój kryptonit. Ja może nie mam supermocy, ale na pewno wiem co jest moją słabością! Mowa tutaj właśnie o burgerach, na których punkcie mam po prostu świra.

I chyba był też to jeden z powodów przez który zostałem jakiś czas temu wybrany na ambasadora festiwalu łódzkich burgerów organizowanego przez Jemy W Łodzi. Była to idealna okazja, by zrobić trip po najlepszych knajpach w naszym mieście i spróbować ich ‘asów’!

Przez dwa tygodnia odkryłem tak wiele smaków i wariacji, że moja miłość pogłębiła się jeszcze bardziej! Niewątpliwie moim największym odkryciem był burger zaserwowany w Stekówce – Strusioburger!

Grillowane, szarpane mięso strusia (180g), ser koryciński z dodatkiem czarnuszki i czosnku, polska szynka dojrzewająca, podsmażane na maśle podgrzybki i szparagi, żółty, słodko-ostry sos majonezowy i liście rzodkiewki!

Nie zliczę godzin spędzonych przy bajkach Looney Tunes i to był moment, w którym zrozumiałem, czemu kojot gonił za strusiem pędziwiatrem! Jednocześnie współczując, że nigdy mu się to nie udało! Mówię całkowicie poważnie! W życiu nie jadłem lepszego burgera!

Już wtedy wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, by wrócić tam z Cooking Monster i spróbować reszty ich popisowych dań.

Okazję udało się stworzyć w miniony weekend! Głównym celem było sprawdzenie kilku dań z nowej karty:

· Wykwintny krem z ziemniaka – Delikatna zupa krem z ziemniaka aromatyzowana truflą z dodatkiem kurek smażonych

· Tatar ze strusia – Mięso strusia z mocnym akcentem prażonej pistacji, otoczony oliwą dyniową

· Rogal z guacamole – Chrupiąca kanapka z pieczoną wołowiną otoczoną aromatyczną i zarazem orzeźwiającą sałatką a la guacamole

· Boczniak burger – Grillowane kawałki rostbefu w towarzystwie boczniaków z cebulą i czosnkiem, liści szpinaku i jaja na twardo, otoczone sosem muślinowym.

· Stek z tuńczyka muśnięty sosem rakowym – Szlachetna grillowana polędwica z tuńczyka podawana z wykwintnym sosem na bazie szyjek rakowych.

Szef kuchni Michał na dobicie zaserwował nam jeszcze danie nad którym wciąż pracują i które niebawem pojawi się w ofercie, a także deser, który już od dłuższego czasu jest u nich hitem i przyznam szczerze, że wcale się nie dziwię!

· Stek bavette z dodatkiem sosu demi-glace i ziemniak konfitowany podany na tzatzikach.

· Ciastko czekoladowe z dodatkiem leśnych grzybów, podane z sosem jeżynowym i rozmarynem.

Matko bosko kochano! Dobrze, że na śniadanie zjadłem tylko jogurt, a niektóre dania były degustacyjne, bo zacząłem czuć się jak smok wawelski! 😀

Każdy kęs był wyjątkowy! Przy stole spędziliśmy ponad 3 godziny i przez cały ten czas prawie wszystkie stoliki były zapełnione, a drzwi niemal w ogóle się nie zamykały – i to już o czymś świadczy!

Zapewne zwróciliście już uwagę, że na talerzach prawie nic nie jest pod linijkę, a mimo wszystko ten artystyczny nieład jest idealnie przemyślany! Człowiek czuje się najedzony już od samego patrzenia! Takie przedstawienie jedzenia nie tylko trafia w mój gust, ale jednocześnie mnie ‚kupuje’! Oryginalność i przełamanie schematów to zdecydowanie ogromny plus tego miejsca! Chyba nawet nie ma drugiej takiej restauracji w Łodzi, gdzie otrzymujesz taką sztukę na talerzu. Nazywajmy rzeczy po imieniu, jest to po prostu sztuka, przez duże S!

Tak jak rozmawialiśmy z szefem kuchni, gdyby otworzyli się na Piotrkowskiej lub Manufakturze, kolejki byłyby dłuższe niż do Manekina. To właśnie lokalizacja (Starowa Góra, ul. Szeroka 38) może być największą i jedyną przeszkodą dla osób niemobilnych, ale coś czuję, że zniknie po pierwszym kęsie i szybko każdy będzie chciał tu wrócić, by zanurkować w kolejnych daniach! Problem związany z dojazdem przestanie nagle istnieć!

Ciężko mi wybrać, które pozycje smakowały mi najbardziej! Dlatego na takim małym podium stawiam pierwsze trzy! Zupa krem z ziemniaka, tatar ze strusia i rogal guacamole! I o dziwo, pomimo tego, że jestem burgeroholikiem to burger trafił dopiero na czwarte miejsce. Tak zafiksowałem się na punkcie tych wymienionych wcześniej, że szok! Rogal zrobił taką robotę, że jedząc go momentalnie aż zaszkliły mi się oczy, na co uwagę zwróciła również Ola! 😮  Chyba pierwszy raz w życiu prawie popłakałem się z radości przez jedzenie i mój wyraz twarzy w pełni oddawał to, co czułem w sercu!

Oczywiście każdy ma swój gust, ale wiem jedno, taki wybór różnych dań sprawi, że znajdziesz swojego faworyta, który poza żołądkiem zaatakuje również i Twoje serducho!

Daleko mi do Magdy Gessler, ale umiem docenić smak. Powiem więcej! Jeśli po przeczytaniu wpisu zdecydujesz się odwiedzić to miejsce i dostaniesz danie, którym będziesz rozczarowany – zwrócę Ci hajs! Tu akurat jestem pewny, że mój portfel pozostanie nienaruszony! 😀